Relacja z terapii fenotypowej cz.I

48

I wpis: 17.03.2013 


Wiosna tuż – tuż. A ja nie czuję się wcale wiosennie. Zmęczenie, senność. Nie wspominając już o 8 kilogramach, które przygarnęłam do siebie w ciągu ostatnich 3 lat. W reakcji łańcuszkowej – cała garderoba do wymiany – bo rozmiar 34/36 przestaje pasować, a 38 wydaje się zbyt dopasowany. 

Nie wchodząc bardzo głęboko w szczegóły moja skóra i ciało mocno straciło na atrakcyjności. Nie motywuje mnie to ani do dbania o siebie, ani do ćwiczeń, co jeszcze sytuację pogarsza. Nie będę już wspominać, że czuję się staro z tymi 8 kilogramami na grzbiecie i ciągłym ziewaniem. Ale czy ja jestem winna? Nie – oczywiście nie. To moje okropne nawyki, którym się poddałam przez ostatnie trzy lata. Za dużo jem i za późno. No i chyba niewłaściwie – bo smacznie, ale niekoniecznie zdrowo. Coraz mniej ćwiczę, a właściwie wcale… Spacerów w zimie, też mniej. Na ostatni wyjazd już nie kupiłam, a wiec i nie wzięłam kostiumu kąpielowego. Nie bardzo wierzę w diety – cud, pigułki, które za mnie załatwią ten temat. A więc co? Bo takowego stanu oczywiście nie akceptuje. 

Terapia fenotypowa – oto co mi pomoże, a przynajmniej tak sądzę. Brzmi egzotycznie – ale mnie przekonuje. To sposób odżywiania zgodny z indywidualnym kodem metabolicznym. Obietnica brzmi 100 dni – 10 lat młodziej. Rozpoczynam w przyszłym tygodniu. Czego oczekuję i jakie stawiam sobie cele? Oczywiście, ze uda mi się zrzucić te okropne 8 kg, że będę czuć się lekko. Pełna energii i sił witalnych. I że na lato kupię nowy kostium kąpielowy w rozmiarze 36! Ze moja skóra będzie promienna. A ja będę pełna pozytywnej energii i motywacji do pielęgnowania dobrych nawyków. Zapraszam Państwa do śledzenia – jak przebiega moja terapia. Co tydzień moje zmagania w relacji osobistej. 

Redaktor