Nasze nastawienie, postrzeganie samych siebie, role jakie pełnimy, relacje jakie budujemy – wszystko to wpływa nie tylko na jakość naszego życia i poczucie szczęścia, ale też na wygląd. O tej korelacji, holistycznym spojrzeniu na ciało, myśli i emocje z Justyną Czekaj, która zajmuje się problemem narcyzmu rozmawia Ewa Cesarz, redaktor naczelna art of BEAUTY.
Obecne czasy sprzyjają rozwojowi narcyzmu, a jego ofiarami są głównie kobiety, dlatego zdecydowaliśmy się poruszyć ten temat na łamach art of Beauty. Pani Justyno, jak nasza kondycja psychiczna wpływa na kobiecą urodę, atrakcyjność fizyczną?
Funkcjonowanie w stresie, strachu i ciągłym napięciu spowodowanym doświadczaną przemocą pozostawia w nas ogromny ślad i wpływa głęboko na nas. Nasze ciało nie potrafi radzić sobie z długofalowym stresem, który jest obecny w takich relacjach. Nasz mózg w takich okolicznościach uwalnia do naszego ciała i narządów wiele substancji chemicznych. Z kolei te narządy pod ich wpływem wydzielają kolejne substancje, co powoduje, że nasze całe ciało doświadcza stresu. Ten stres powoduje psychiczne i fizyczne wyczerpanie, problemy ze zdrowym odżywianiem. Bardzo wiele kobiet zajada stres, sięgając najczęściej po słodycze i inne niezdrowe produkty. Stres powoduje również problemy z koncentracją i działaniem, co więcej wpływa na nasz sen. Czasami dzieje się tak, że doświadczana długofalowa przemoc powoduje choroby psychosomatyczne. W takich okolicznościach trudno jest myśleć o dbaniu o siebie i swoją urodę. Robimy to w minimalnym stopniu, jednak wewnętrzny smutek pozostawia ślad i widać go na twarzy. Co więcej, wszystkie te wspomniane czynniki powodują, że nasza skóra, włosy i kondycja fizyczna na tym cierpi. Sama przez kilka lat borykałam się z wypadaniem włosów, co miało ogromny wpływ na moją samoocenę. Dopiero uporządkowanie mojego życia spowodowało, że odzyskały blask i przestały wypadać.
Co jest najtrudniejsze w codziennym życiu z narcyzem? Jaki to ma wpływ na samopoczucie i samoocenę kobiet, myślenie o sobie, wiarę w swoje siły, dostrzeganie życiowych możliwości?
Świetnie, że wspomniała Pani o samoocenie, wierze w siebie i dostrzeganiu naszych możliwości. Kiedy funkcjonujemy w takiej relacji, żyjemy z poziomu przetrwania, czyli nie ma w naszym życiu przestrzeni na realizowanie siebie, radość, poczucie wartości i szacunek do siebie i wiele innych rzeczy. Bojąc się, funkcjonujemy z dnia na dzień. A doświadczana manipulacja, gaslighting, zdrady i kłamstwa powodują, że z dnia na dzień coraz bardziej tracimy siebie i wiarę w to, że jeszcze kiedyś będzie inaczej. Przemoc psychiczna odbiera nam moc sprawczą, czyli wiarę w to, że poradzę sobie i to przekonanie przysłania nam rzeczywistość. Widziałam takie zachowanie u siebie i widzę je u tak wielu kobiet, które spotykam na łamach projektu Wilczycą Być. Brak wiary w siebie i niewidzenie naszych możliwości jest jednym z powodów, dla których pozostajemy w takich relacjach zbyt długo. Im dłużej doświadczamy przemocy, tym bardziej czujemy jej skutki.
Dlaczego warto i jak można wyrwać się z toksycznego związku? Jakie narzędzia Pani rekomenduje w drodze do siebie? Co może pomóc zacząć odbudowywać silną, niezależną siebie?
Warto, ponieważ mówimy tu o naszym życiu i szczęściu oraz często o spokoju naszych dzieci. Uwolnienie się z takiej relacji wymaga od nas przede wszystkim zmiany relacji ze sobą. Pierwszym krokiem jest nauka dostrzegania siebie, ponieważ osoba toksyczna oczekuje od nas tego, że jej potrzeby są dla nas priorytetem, a to powoduje, że zapominamy o sobie i o tym, czego pragniemy. Doświadczana przemoc skutkuje tym, że zwątpimy w siebie i słuszność naszych decyzji oraz wyciąganych wniosków. Odwracamy ten proces poprzez wprowadzenie uważności do naszego życia. Taką uważność możemy budować poprzez zadawanie sobie pytań dotyczących tego, co czujemy i czego potrzebujemy. Dużym wsparciem jest codzienna medytacja. Polecam też prowadzenie dziennika i zapisywanie swoich emocji i odczuć oraz przyczyn tego stanu emocjonalnego. Kolejnym ważnym elementem jest psychoedukacja, która pozwala nam na zrozumienie głębi problemu i wpływu takiej relacji na nasze życie na każdym poziomie, czyli emocjonalnym, psychicznym, mentalnym i duchowym. Wiele kobiet czerpie siłę i wiedzę z darmowych warsztatów online, które organizuję cyklicznie. Podczas warsztatów oprócz wiedzy i ćwiczeń jest przestrzeń do wymiany doświadczeń i poznania innych kobiet, które mają za sobą podobne doświadczenia. To ważne, ponieważ zaczynamy rozumieć, że nie jesteśmy w tym same.
Ta nowa świadomość powoduje, że szukamy różnych form pomocy i stajemy się coraz silniejsze i niezależne.
Dlaczego zajęła się Pani narcyzmem? I skąd się wzięła Wilczyca?
Przez siedemnaście lat żyłam w relacji z narcyzem i wiem, jak trudno jest się uwolnić z takiego zapętlenia. Mając tę świadomość postanowiłam podzielić się swoją wiedzą i przeżyciami. Toksyczne relacje funkcjonują wokół pewnych powtarzalnych schematów, a osoby narcystyczne wykorzystują podobne mechanizmy do tego, aby kontrolować cel swojej przemocy i źródło zasilania. Gdy udało mi się postawić na siebie, wyrwać z niszczącej mnie relacji, poczułam, że mogę pomóc nie tylko sobie, ale też innym osobom z podobnymi doświadczeniami. I tak zrodził się pomysł na Wilczycą Być. W związku z dużym zainteresowaniem, projekt rozwijał się organicznie i tak jest do dziś. Każdego dnia pracuję nad tym, jak mogę pomagać i docierać do jak najszerszej liczby kobiet, to moja pasja. Radość i wzruszenie, które czuję słysząc czy czytając historie kobiet, które odzyskały siebie i swoje życie jest nie do opisania.
Wilczyca przyszła do mnie we śnie, była moją ukrytą siłą, spokojem i pewnością, że dam radę odzyskać siebie i moje życie. Kiedy się pojawiła zrozumiałam, że przyszedł czas na działanie i opowiedzenie tego, co przeżyłam ze swojej perspektywy.
Pani osobiste doświadczenia poparte licznymi kursami, programami to imponujący kapitał. Jednak, czy to wystarczy, by się podnieść, wyrwać z toksycznej relacji, spojrzeć na siebie w innych sposób, zobaczyć piękną kobietę, polubić swoje odbicie w lustrze?
To, co jest tak ważne na naszej drodze do siebie, to działanie, ciekawość i cierpliwość. Dzięki temu, że zaczniemy zmieniać każdy swój dzień i to, w jaki sposób traktujemy siebie oraz wpleciemy w to dziecięcą ciekawość spowoduje, że odkryjemy zupełnie inny wymiar naszego życia. Co więcej, poprzez działanie uczymy się brania odpowiedzialności za siebie, a to oznacza, że jestem otwarta na to, co czuję, czego potrzebuję, gdzie są moje granice i jakie są moje wartości.
Dzięki temu, że zaczynamy podejmować działania, o których wcześniej wspominałam budujemy dojrzały kontakt z naszymi emocjami, które są drogowskazem. Wiedza bez emocji nie spowoduje zmiany. Tak wiele kobiet wie wszystko na temat toksycznych relacji, a mimo tego nie działają. Wiąże się to między innymi z brakiem akceptacji dla odczuwanych emocji. Braku tej akceptacji szukamy w dzieciństwie, ponieważ to właśnie wtedy uczymy się od naszych rodziców i środowiska radzenia sobie z tym, co czujemy. Jeżeli w naszym domu nie pozwalano nam na ekspresję i karcono nas za okazywanie złości, radości, strachu czy smutku, wtedy w dorosłości nie chcemy czuć tych emocji, uciekamy od nich na różne sposoby. I w sytuacji, kiedy doświadczamy przemoc zaczynamy kwestionować to, co się dzieje, niedowierzając sobie, swoim uczuciom. Racjonalizujemy i tłumaczymy „wcale nie jest tak źle”, „pewnie coś źle zrozumiałam”, „jestem przewrażliwiona” albo „wydaje mi się”. A dla osoby toksycznej nasz brak reakcji jest pozwoleniem na dalszą przemoc.
Co było najbardziej wzmacniające na Pani drodze do dobrostanu. Kto, a może co, było największym wsparciem?
Bardzo ważne było dla mnie odkrycie współczucia do siebie. Myśląc o współczuciu, miałam je tylko do innych, a w stosunku do siebie byłam niesamowicie wymagająca i dążyłam do perfekcji. Mierzy się z tym wiele kobiet. Wiąże się to ze społecznymi oczekiwaniami i wpojonymi schematami. Kiedy zaczęłam rozumieć czym jest współczucie do siebie, cierpliwość i miłość, moje życie zaczęło się niesamowicie zmieniać. To dało mi siłę do dbania o siebie, czyli stawiania granic, opiekowania się sobą i swoimi potrzebami oraz podejmowanie działań, które rzeczywiście budują mój dobrostan i wspierają projekt Wilczycą Być.
W moim życiu było wielu nauczycieli, jedni pojawiali się na moment, inni są ze mną cały czas i taką osobą jest dla mnie Gabby Bernstein.
Często mówi się o męskiej solidarności, w przeciwieństwie do której kobiety nie pomagają sobie nawzajem. Zgadza się Pani z takim stwierdzeniem? A może jest wręcz przeciwnie – my, kobiety potrafimy dać sobie siostrzane wsparcie, dzielić się kobiecą mocą?
Myślę, że jest bardzo różnie. Jesteśmy dla siebie ogromnym wsparciem i inspiracją, jednak potrafimy być dla siebie również krytyczne, oceniające i toksyczne. To, w jaki sposób traktujemy siebie nawzajem jest odzwierciedleniem naszej relacji ze sobą. Im bardziej uporządkujemy nasze wewnętrzne życie, im więcej w nas samoakceptacji i poczucia wartości, tym mniej osądzania i krytycyzmu. Dlatego tak ważna jest nasza wewnętrzna przemiana.
W moim życiu były kobiety które niszczył mnie i odbierały moc. Na szczęście były i takie, które dmuchały w moje skrzydła i dodawały mi otuchy i ciepła. Budowanie naszej kobiecej solidarności i siostrzanej miłości jest niesamowicie ważne i ogromnie się cieszę, że widzę takie wsparcie pośród kobiet, które są częścią projektu Wilczycą Być. Ta empatia, ciepło i miłość, jaką dają sobie wzajemnie kobiety w komentarzach, podczas warsztatów czy na Wilczym Stadzie dodaje skrzydeł i jest nadzieją na to, że możemy inaczej żyć.
Gdyby miała Pani podać kobietom uwikłanym w narcystyczne relacje sprawdzony sposób, by miały siłę i odwagę postawić na siebie, spojrzeć na siebie przychylnie, budować pewność siebie, wzmacniać kobiecość, słowem kreować dobre, szczęśliwe życie, to co by to było?
Trzy najważniejsze rzeczy to: zadawanie pytań, słuchanie odpowiedzi i działanie. Lata temu usłyszałam bardzo ważne pytanie: Co zrobiłaby osoba, która kocha siebie? Zaczęłam je sobie zadawać każdego dnia, czasami odpowiedzi był dla mnie paraliżujące i niewykonalne, innym razem czułam strach, ale byłam w stanie zrobić ten krok. To powodowało, że małymi krokami wychodziłam z paraliżu i zapętlenia, w jakim żyłam przez całe moje życie. To słuchanie pozwoliło mi również na to, aby usłyszeć siebie, tą schowaną w moim wnętrzu, zastraszoną i straumatyzowaną, ale żywą.
Drugą ważną rzeczą, jaka pozwoliła mi przetrwać te najczarniejsze dni, jest myślenie o tym, co mam do zrobienia w ciągu tego jednego dnia, a czasami nawet w ciągu tej godziny. To pozwoliło mi na opanowanie lęku związanego z tym, co będzie w przyszłości i jak sobie z tym poradzę. Takie patrzenie na siebie i swoje życie pomaga również w budowaniu naszej siły i mocy sprawczej. Kiedy kobieta decyduje się na rozstanie i jej życie właśnie się rozpadło, myślenie o wszystkim, co jest do zrobienia jest niesamowicie przytłaczające i może wywołać atak paniki i chęć ucieczki. Natomiast, kiedy podzielimy to, co przed nami na małe części, nasza perspektywa tak bardzo się zmienia. Dla mnie było to coś, co wielokrotnie uratowało mnie i pomogło zrobić kolejny krok.
Ostatnią ważną rzeczą jest pamiętanie o tym, że nowy dzień to nowa szansa. Nawet jeżeli wczoraj nie zrobiłam czegoś, dziś mam na to szansę i przestrzeń. Nie udało mi się być asertywną – ok, dziś mam nowy dzień i mogę podjąć kolejną próbę. Budowanie takiej postawy w stosunku do siebie powoduje, że stajemy się coraz bardziej wyrozumiałe i kochające. A miłość do siebie jest naszą wewnętrzną motywacją do tego, aby szczęśliwie żyć i dbać o siebie.
Czyli harmonia, równowaga w każdej sferze życia, przyniesie nam sukces zawodowy, wartościowe relacje i wewnętrzne piękno, którym promienieją kobiety znające swoją wartość…
Skoro sprawdziło się to w moim przypadku, dlaczego nie miałoby zadziałać w przypadku innych kobiet?