Cellulit – schorzenie o różnych obliczach

143
fot. Obraz licencjonowany przez Depositphotos.com/Drukarnia Chroma
fot. Obraz licencjonowany przez Depositphotos.com/Drukarnia Chroma

Cellulit to bardzo popularne, kobiece schorzenie, które wbrew pozorom nie jest wcale łatwe do wyleczenia.

Cellulit może znajdować się na czterech różnych etapach rozwoju. O ile cellulit pierwszego i drugiego stopnia usuwa się w miarę prosto, to trzeci i czwarty wymagają bardzo skondensowanej i specjalistycznej terapii. Dodatkowo wszystko utrudnia fakt, ze cellulit może mieć różne podłoża i dlatego każda odmiana schorzenia w zależności od przyczyny powstania powinna być eliminowana za pomocą innych metod.

Cellulit to schorzenie, którego podłożem są zaburzenia mikrokrążenia w skórze. To przez nie zaburzany jest metabolizm komórkowy, tlen dostarczany jest do tkanek w bardzo małych ilościach, a tłuszcz i substancje przemiany materii, zamiast być eliminowane, zatrzymują się w organizmie. W efekcie, w skórze zaczynają pojawiać się obrzęki, komórki tłuszczowe powiększają się, a w ostateczności tkanki ulegają zwłóknieniu – tak ogólnie wygląda mechanizm powstawania cellulitu.

Dodatkowo czynnikami sprzyjającymi pojawianiu się tego problemu są zaburzenia hormonalne, predyspozycje genetyczne, niewłaściwe odżywianie się (zwłaszcza spożywanie posiłków z dużą zawartością cukrów), a także noszenie obcisłych ubrań i utrzymywanie nieprawidłowej postawy (np. chodzenie na szpilkach) – ogólnie doprowadzanie do sytuacji, w której uciskamy skórę.

Istnieje kilka kierunków leczenia cellulitu. Aby skutecznie się go pozbyć należy: poprawić ukrwienie skóry, doprowadzać do rozpuszczenia tłuszczu, wyregulować hormonalnie organizm, albo wyeliminować obrzęki. To w którym kierunku powinniśmy zadziałać zależy od indywidualnych predyspozycji pacjenta i typu cellulitu. Osoba otyła powinna być przede wszystkim poddawana działaniom lipotycznym, natomiast osoba szczupła i mająca cellulit powinna prędzej poprawić ukrwienie skóry. Nie ma jednej dobrej metody leczenia, czasami należy zadziałać z jednym typem metod, innym razem trzeba połączyć działanie eliminujące kilka przyczyn powstawania cellulitu.

Dodatkowo cellulit może znajdować się na kilku różnych etapach rozwoju. W medycynie rozróżnia się cztery stadia cellulitu:

  • pierwszy – kiedy nie ma zmian widocznych gołym okiem, ale mikroskopowo dochodzi już do zastojów i wzrostu objętości tkanek
  • drugi – w którym cellulit zaczyna być już widoczny przy złapaniu fałdu skórnego i oprócz zastoju wyraźne są zaburzenia struktury tkanki tłuszczowej
  • trzeci – gdzie zmiany są już widoczne przy pozycji stojącej i wyczuwalne są drobne grudkowate zgrubienia tkanki podskórnej, poza tym mikroskopowo widać już pojawiają się elementy zwłóknienia
  • czwarty – widać, że nierówności są bardzo nasilone, wyczuwalne są wyraźne guzowate stwardnienia, a mikroskopowo zaobserwowana jest zaawansowana degradacja tkanki łącznej.

Najważniejsze w eliminacji celliulitu jest jak najszybsze podjęcie leczenia. Pierwszy i drugi stopień schorzenia można w miarę prosto wyeliminować, trzeci stopień jest już ciężki do usunięcia, natomiast cellulit znajdujący się w czwartym stopniu rozwoju jest praktycznie nie do wyleczenia.

Jak zdiagnozować cellulit?

Niby nic prostszego, bo kiedy jesteśmy na plaży czy basenie, od razu widzimy, kto ten cellulit ma, a kto nie. Chodzi jednak o to, aby go zdiagnozować, zanim osiągnie stan widoczny gołym okiem, z daleka, kiedy leczenie zaczyna być trudne lub wręcz niemożliwe. Bo od tego, na jakim jest on etapie, zależy skuteczność terapii. Diagnozy dokonuje się na podstawie badania fizykalnego (palpacyjnego), czyli obejrzenia i „obmacania” tkanki. Jest to możliwe przy cellulicie, który już się uwidocznił. Można go też zdiagnozować na podstawie badania USG lub termografii kontaktowej. Ta ostatnia metoda jest doskonałym narzędziem, z którego korzystam na co dzień.

Termograf kontaktowy to klisza z zatopionymi ciekłymi kryształami, które zmieniają kolor i świecą pod wpływem ciepła. Różne kryształki reagują na różne zakresy ciepła i świecą innymi kolorami. W przypadku cellulitu w tkance występują różnice w ukrwieniu, a co się z tym wiąże – w ciepłocie tkanek; tam gdzie są obrzęki i zastoje, krew płynie wolniej i jest niższa temperatura, a więc kolor na termografie będzie inny niż w miejscu, w którym nie ma procesów patologicznych i odbywa się normalny przepływ krwi przez tkanki. Jeśli tkanka jest zdrowa, kolor będzie jednolity (niebieski lub zielony). Przy niewielkich zmianach kontrast między kolorami jest mały, np. we wczesnym stadium na kliszy pokaże się odcień żółty przechodzący łagodnie w pomarańczowy. Im bardziej cellulit się zaostrza, tym większy kontrast pomiędzy kolorami na kliszy, np. żółty sąsiaduje z brązowym. W zaawansowanej fazie obraz jest czarny z jasnymi punktami. Oprócz termografów profesjonalnych istnieją również termografy w wersji do użytku domowego. Mają one jednak zdecydowanie niższą czułość i służą raczej orientacyjnej diagnostyce. Termograf ma wiele zalet. Diagnostyka z jego pomocą jest szybka (trwa około minuty), czuła i wiarygodna. Można też porównywać obraz z klisz na różnych etapach leczenia, aby sprawdzić skuteczność terapii. Badanie termografem jest lepsze od USG, bo obejmuje większą powierzchnię. I – co bardzo ważne – wyłapuje cellulit na bardzo wczesnym etapie.

Jak leczyć cellulit?

W zależności od tego, który czynnik powstawania cellulitu chcemy zniwelować, można stosować różne zabiegi medycyny estetycznej.

Konkretne zabiegi dobiera się w zależności od stopnia zaawansowania i rodzaju cellulitu. Mają one na celu:

  • poprawę ukrwienia (radiofrekwencja, karboksyterapia, krioterapia, masaże, endermologia, mezoterapia, body wrapping, aromaterapia, jonoforeza)
  • zmniejszenie obrzęku (masaże, drenaż limfatyczny, endermologia, farmakoterapia mezoterapia)
  • rozbicie tkanki tłuszczowej (lipoliza, liposukcja, elektrolipoliza, kawitacja, ultradźwiękowa, mezoterapia, fala uderzeniowa
  • aby wyeliminować czynnik hormonalny nie pozostaje nam nic innego jak wyregulować ich stan jeśli jest on zaburzony i zrezygnować z tabletek hormonalnych.

Do leczenia cellulitu w stadium pierwszym i drugim polecane są masaże (ręczne lub endermologia), radiofrekwencja, kawitacja oraz mezotermia. Ponieważ pierwotną przyczyną cellulitu są zaburzenia w mikrokrążeniu, i we wczesnym stadium nie ma jeszcze zmian troficznych, celem tych działań jest poprawienie ukrwienia, dostarczenie komórkom większej ilości tlenu i eliminacja obrzęków oraz metabolitów przemiany materii. Podsumowując trzy pierwsze metody: u osób szczupłych lepsza będzie endermologia, u kobiet, które mają tłuszczyk, dobrym rozwiązaniem może być kawitacja ultradźwiękowa. Piszę to, by uświadomić, że nie można automatycznie proponować tego samego rozwiązania dwóm paniom, choć wydawałoby się, że mają ten sam problem. A tak się niestety zdarza, gdy gabinet dysponuje tylko jednym urządzeniem, którym chciałby wyleczyć wszystkie dolegliwości.

W przypadku cellulitu średniozaawansowanego połączonego z nadmiarem tkanki tłuszczowej warto od razu zadziałać nie tylko na poprawienie krążenia, lecz także na rozpuszczenie tłuszczu (niezależnie od wymienionych poniżej metod cały czas można się wspomagać endermologią). Sprawdzi się kawitacja ultradźwiękowa – metoda rozbijania komórek tłuszczowych ultradźwiękami można stosować zarówno samodzielnie, jak i w połączeniu z innymi zabiegami, np. z mezoterapią, endermologią, RF, karboksyterapią. W przypadku cellulitu w bardziej zaawansowanym stadium techniką mezoterapii podaje się najczęściej środki lipolityczne (czyli rozpuszczające tłuszcz), uszczelniające naczynia krwionośne, a także enzymy. Karboksyterapia polega na wstrzykiwaniu w tkankę dwutlenku węgla (CO2), który silnie rozszerza naczynka, zwiększa dotlenienie tkanek i przywraca komórkom prawidłowy metabolizm. Jeśli poddajemy się zabiegowi regularnie, tworzą się nowe naczynia krwionośne, co jeszcze dodatkowo i na stałe poprawia krążenie. To tłumaczy, dlaczego karboksyterapia jest tak skuteczna. Zaleca się serię 10–15 zabiegów z częstotliwością raz w tygodniu. Mają one jeden minus – nie są zbyt komfortowe, bo ukłucie i podanie CO2 nie należą do przyjemności. Dyskomfort związany z zabiegami karboksyterapii wynika też z rozpychania tkanek przez wtłaczany do nich dwutlenek węgla. To uczucie rozpychania jest bardziej bolesne od samego ukłucia igłą. Ból staje się większy, gdy gaz jest zimny. W profesjonalnych urządzeniach do karboksyterapii można regulować parametry przepływu i temperatury gazu (co się przekłada na mniejszy dyskomfort zabiegu). Niezwykle istotne jest to, aby ze względów bezpieczeństwa urządzenie do karboksyterapii miało regulację parametrów przepływu gazu. Mocno reklamowane małe aparaty (wielkości dużego długopisu) ani nie podgrzewają gazu, ani nie mają regulacji przepływu. Bez regulacji wtłaczanie gazu do skóry jest zbyt szybkie, a przez to bardzo bolesne i prowadzi do rozrywania tkanek i do urazów. Również ze względów bezpieczeństwa istotne jest, by zarówno aparatura, jak i butla z gazem oraz sam gaz miały certyfikaty medyczne. Karboksyterapia to jeden z najskuteczniejszych zabiegów na cellulit. Jest skuteczna i w przypadku niewielkiego, początkowego cellulitu, i tego bardziej zaawansowanego.

Problem z cellulitem zaawansowanym, czyli w stadium czwartym (gdy widoczne są guzowate zmiany) polega na tym, że metody, których celem jest poprawa krążenia, zmniejszenie obrzęku i przywrócenie prawidłowego metabolizmu, nie są skuteczne. Dochodzi bowiem na tym etapie do powstania zwłóknień, guzowatych stwardnień. Trzeba więc w pierwszej kolejności owe zwłóknienia zniwelować. I jest to technicznie trudne. Proszę sobie wyobrazić ciasto drożdżowe ze śliwkami, które wystają z niego, tworząc pagórki. Jedna śliwka jest mniejsza, inna większa, więc i wypukłości są nierówne. Patrząc na ciasto z zewnątrz, nie wiemy, jak głęboko owoce sięgają, wiemy tylko, że są. Tak wygląda skóra w zaawansowanym stadium cellulitu. Aby ją wyrównać, należałoby się pozbyć „śliwek” (czyli zwłókniałych guzów w skórze) bez uszkadzania otaczającego je „ciasta”. Można próbować rozpuścić zwłóknienia za pomocą enzymów (kolagenazy). Należy jednak pamiętać, że rozpuszcza ona nie tylko zwłókniałe guzy – może także rozpuścić w skórze kolagen, czego nie chcemy. Dlatego technika podawania musi być bardzo precyzyjna. Kolagenazę wprowadza się igłą, ale nie w taki sposób, jak w mezoterapii, gdzie skórę nakłuwa się płytko i w równych odstępach. Tutaj musi nastąpić tzw. celowane wstrzyknięcie, trafiające dokładnie w zwłóknienia. I na tym polega trudność. Nie można się wbić ani za płytko, ani za głęboko. Nie można też podać naraz za dużej ilości kolagenazy, żeby enzym się „zużył” w zwłókniałym guzie i nie zadziałał na prawidłowe struktury skóry w jego sąsiedztwie. Trzeba zatem naprawdę dużo zabiegów, aby „śliwka” rozpuszczała się powoli. W dodatku sprawa jest utrudniona przez to, że widzimy tylko czubek owej „śliwki”. Jeśli ktoś jest bardzo zdeterminowany, to mogę przyznać, że sprawa w zaawansowanym stadium nie jest beznadziejna, ale wymaga ogromnej cierpliwości. Potrzeba na to nawet kilkanaście zabiegów co trzy tygodnie, a i to z zastrzeżeniem, że choć skóra będzie potem w znacznie lepszym stanie, to z pewnością nie idealnie gładka. Dodatkowo, żeby efekt był lepszy, można w zagłębienia w skórze wprowadzać preparaty wywołujące jej zwłóknienie, a przez to – wyrównanie zagłębień.

dr Marek WasilukDr Marek Wasiluk
Specjalista medycyny estetycznej. Jako jedyny Polak ukończył i to w dodatku z wyróżnieniem, studia MSC in Aesthetic Medicine (studia magisterskie, Medycyna Estetyczna) w szkole Barts and The London School of Medicine and Dentistry na prestiżowym uniwersytecie Queen Mary Universal of London. Właściciel warszawskiego Centrum Medycyny Nowoczesnej Triclinium www.triclinium.pl. Autor eksperckiego bloga  www.marekwasiluk.pl i książki pt. „Medycyna estetyczna bez tajemnic”.